Norma 0,3

Zdrowe solarium - to słabe solarium. Tak można w skrócie podsumować nową normę, która ogranicza promieniowanie rumieniotwórcze (powodujące poparzenie) dla urządzeń opalających w całej Europie. Jedni mówią, że to koniec branży solaryjnej, inni, że początek nowej ery bezpiecznego opalania. Kto będzie miał rację? To zależeć będzie raczej od tego, jak z tą informacją poradzi sobie klient, który przyzwyczajony do seansów trwających kilka minut będzie musiał w przyszłości dla własnego dobra poleżeć dwa, a nawet trzy razy dłużej. Wraz z wydłużeniem seansu opalania będzie on zazwyczaj zmuszony zapłacić więcej, ponieważ koszty minuty już obecnie znajdują się dla wielu salonów na granicach opłacalności, a dalsze obniżki cen minuty przy utrzymaniu akceptowalnego poziomu usługi nie wchodzą raczej w rachubę.

 
Nowa norma dotyczy na razie tylko nowych urządzeń opalających wprowadzanych w Polsce do obrotu po 1 kwietnia 2009 r. Ogranicza ona ich moc rumieniotwórczą do 0,3 W/m2 naświetlanej powierzchni. Uwaga! Moc rumieniotwórcza nie musi mieć nic wspólnego z ogólną mocą lampy. W tym przypadku ważne jest przede wszystkim jej spektrum. Oznacza to, że w większości przypadków urządzenie opalające można będzie dostosować do nowej normy poprzez wymianę lamp i halogenów. W przypadku starszych urządzeń może zaistnieć konieczność drobnych zmian konstrukcyjnych, np. wymiana filtrów we wzmacniaczach twarzy. Rozsądna może okazać się też wymiana dławików na słabsze. Dla urządzeń używanych obowiązuje nadal norma 0,6 W/m2. Mimo tego, że norma ta obowiązuje od wielu lat, nie jest przestrzegana. Moda na agresywne lampy oraz ogólny brak wiedzy na temat opalania połączony z brakiem odpowiedzialności sprawiły, że przestano ją po prostu przestrzegać, łamiąc tym samym prawo. Zazwyczaj tłumaczy się to potrzebami klienta, który – jak na złość – akurat w naszym kraju chce opalać się zdecydowanie szybciej. Winni tego zjawiska są jednak wszyscy: zarówno producenci lampy, handlowcy, właściciele salonów, jak i sami klienci. Dla dobra ich wszystkich prawodawca ogranicza normę jeszcze bardziej i obostrza moc urządzeń opalających do bezpiecznej mocy 0,3 porównywalnej z naturalną mocą słońca na równiku. Tym samym nowe solaria mogą naśladować słońce, ale nie mogą go wzmacniać według własnych upodobań i potrzeb. Istnieje jednak pewna pułapka, o której napiszemy później.

Dobre intencje


Jedno jest pewne. Wprowadzając ten przepis, ustawodawca chce za wszelką cenę zmusić zarówno salony solaryjne, jak i producentów urządzeń oraz lamp do rozsądnego i bezpiecznego podejścia do opalania. Czy skierował on swoją energię w dobrą stronę i czy zamierzony program kontroli przyniesie oczekiwane rezultaty? Tego, niestety, nie możemy przewidzieć. Za poprawnym wprowadzeniem przepisu w życie stać będzie w naszym kraju Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który już w drugiej połowie ubiegłego roku rozpoczął kontrolę firm wprowadzających urządzenia opalające na rynek. W tym roku kontrolowane będą salony solarium. Z jakim skutkiem? O tym dowiemy się z pewnością dopiero po zakończeniu kontroli.

Wiele otwartych pytań, mnóstwo do zrobienia i jedno narzędzie w postaci kontroli mających za zadanie sprawdzenie rzeczywistej sytuacji w całej branży. Czy same kontrole i nowe przepisy mogą przynieść jej widoczną poprawę? Czy spowodują odejście salonów solarium od mocnych, agresywnie opalających lamp, które i tak łamią od lat obowiązujące przepisy? Tego też nie wiemy, ale – naszym zdaniem – dużo lepszym rozwiązaniem byłaby praca na zupełnie innym froncie. Froncie edukacji społecznej! Podniesienie świadomości społeczeństwa dotyczącej opalania oraz roli słońca w naszym życiu, a także niebezpieczeństw płynących z przedawkowania ultrafioletu przyniosłoby wiele więcej niż kontrole salonów, w których średnio ponad 80% klientów jak na razie niczego innego poza szybkim agresywnym brązem nie oczekuje. Naturalnie należy zrozumieć ustawodawcę, który chce dobrze i robi, co może, aby ograniczać problem szkodliwości wynikający z nadmiaru ultrafioletu. Czy nie można zrobić jednak czegoś więcej i bardziej efektywnie?

Wystarczyłoby skłonić salony do przeszkolenia personelu i rozpowszechnić dwie ważne i jakże prawdziwe informacje, których brakuje prawie całemu społeczeństwu, i to – jak się okazuje – nie tylko w Polsce. Zdrowe opalanie zawsze istniało! Było ono jednak i nadal jest procesem długotrwałym i warunkowanym mocą oraz spektrum lampy. Opalanie to nie tylko brąz! Opalać powinniśmy się w pierwszej kolejności dla zdrowia! Proces melanogenezy towarzyszący opalaniu to proces ochronny i jeśli chcemy z niego korzystać, powinniśmy się opalać według profesjonalnie przygotowanych, indywidualnych planów opalania. Już dzisiaj jest to możliwe przy użyciu odpowiednich lamp oraz urządzeń do pomiaru skóry i jej odporności na promienie UV.

Słońce to życiodajna witamina


Słońce to podstawa syntezy życiodajnej witaminy D3, której rola w naszym życiu nie ogranicza się do jej obecności obok witamin A, B C oraz kilku innych. Witaminę D jako jedyną produkujemy sami. Bez jej obecności w naszym organizmie bylibyśmy skazani na szybki koniec egzystencji. Synteza witaminy D w skórze pod wpływem promieni ultrafioletowych to ewolucyjny dar, który umożliwia nam zarówno nasz poprawny rozwój, jak i odporność na choroby. Regulacja gospodarki wapnia i fosforu oraz poprawna praca naszego układu odpornościowego to jedne z głównych zadań słońca, które od tysięcy lat jest naszym największym przyjacielem.

Co za dużo, to niezdrowo


To samo słońce, niezbędne do życia i cieszenia się zdrowiem, jak wszystko w nadmiarze może stać się bardzo niebezpieczne. Nadmiar UVA powoduje przedwczesne starzenie się skóry, nadmiar UVB – groźne w skutkach poparzenia. Warto dodać do tej informacji również to, że poparzeniem jest każda widoczna reakcja skóry za wyjątkiem naturalnej brązowej opalenizny. A ta powstaje właśnie wtedy, jeśli organizm uzna, że znajdujemy się na granicy bezpieczeństwa, w której to dodatkowa produkcja pigmentu ma zabezpieczyć nas przed nadmiarem UV. To właśnie czyni usługodawcę odpowiedzialnym za jakość produktu, jakim jest brąz oraz bezpieczny sposób jego nabywania. Aby świadczyć bezpieczne i zarazem efektywne usługi opalania, trzeba się po prostu na tym znać. Podobnie jak lekarz zalecający lekarstwo, musimy wiedzieć, kogo możemy opalać, na jakich lampach, jak często i jaką mocą. Znać powinien się na tym zarówno właściciel, jak i personel salonu. Klient powinien wiedzieć jednak o tym, że jeśli po opalaniu jego skóra jest zaczerwieniona, a po kilku godzinach skóra zaczyna go nawet piec, stając się coraz bardziej gorąca, to ma on do czynienia nie z dobrym solarium i nowymi superlampami, ale z niebezpiecznym dla jego zdrowia poparzeniem. Związane jest ono zawsze z przedawkowaniem. Powody to: źle dobrane pod względem mocy, jak również spektrum lampy do typu skóry klienta, niewłaściwie dobrany czas opalania lub częstotliwość wizyt. Winnych należy szukać po dwóch stronach. Z jednej strony brak świadomości klienta, z drugiej – brak profesjonalizmu obsługi lub też właściciela, który pozwala, aby w jego salonie uprawiano wolną amerykankę i igrano ze zdrowiem. Następna porcja wiedzy, której brakuje – jak widać – ogółowi, to definicja podrażnienia i poparzenia. Podrażnienie to lekkie zaczerwienienie się skóry bez innych objawów. Poparzenie to następny krok, w którym przedawkowaniu UV towarzyszą objawy. W obydwu przypadkach należy bezwzględnie przerwać dalsze opalanie się i odczekać do całkowitego zaniknięcia objawów. Opalanie podrażnionej skóry to najlepsza droga do bezpowrotnych zmian włącznie z rakiem, o którym powinniśmy mówić dużo częściej właśnie w nawiązaniu do przedawkowania, a nie – jak dotychczas – jako o efekcie samego opalania się. O tym, jaką rolę pełni w naszym życiu opalanie się i kontakt skóry z życiodajnym promieniami UV, mówią od wielu lat dziesiątki publikacji tematycznych. Ich autorami są m.in. naukowcy zajmujący się deficytami witaminy D3 i prewencją chorób nowotworowych. Czy w obliczu wyników setek badań nadal należy szukać kozła ofiarnego, jakim stało się dla wielu słońce?

Definicja zdrowego opalania


Zdrowe opalanie się to takie, podczas którego nie dochodzi do poparzeń i niepotrzebnych reakcji skóry. Jednocześnie w promieniach, którymi się opalamy, musi być zawarta odpowiednia ilość promieni ultrafioletowych z pasma B umożliwiająca syntezę życiodajnej witaminy D. Moc lamp nie powinna przekraczać maksymalnej mocy naturalnego słońca na równiku, ponieważ do takiej mocy przystosowane są nasze mechanizmy obronne. To właśnie na tej podstawie naukowcy dokonali obliczeń dla nowej normy. Wyszli z założenia, że jest to maksymalna moc promieni słonecznych, z jaką na 100% może poradzić sobie człowiek, dlatego, nawet jeśli jest to kuszące, nie powinno się jej przekraczać. Norma 0,6 dopuszczająca podwójną dawkę UV wychodziła z założenia, że dla naszego organizmu liczy się dawka i nasza skóra może poradzić sobie z taką mocą, jeśli nie jest narażana na takie opalanie codziennie, podobnie jak jazda sportowym samochodem w terenie zabudowanym ograniczona jest do 50 km/h, mimo że sam samochód może jeździć szybciej. Kto jedzie szybciej, ryzykuje życiem zarówno swoim, jak i innych ludzi. Tu można dostrzec analogie do przepisu ograniczającego samego właściciela salonu do promieniowania o mocy 0,3 W/m2. Właściciel salonu musi sam zadbać o to, aby klienci nie mogli sobie nawet na własne żądanie robić krzywdy i świadomie – czy też może nieświadomie – ryzykować swoim zdrowiem.

Klient powodem i zarazem kluczem do rozwiązania problemu


Jak widać, istnieje kilka interpretacji, z których żadna nie zrobi wiele bez zmiany nastawiania samego klienta do zjawiska opalania i bezpiecznego korzystania z dobrodziejstw słońca. Aby tak się stało, zmienić się musi nastawianie właścicieli i wytyczne dla personelu salonów solarium. Tak jak oczekiwanie klienta wymusiło ponoć rozwój branży w najbardziej niebezpiecznym kierunku, tak powrót z tej ślepej uliczki musi, chociaż po części, wyjść od samego klienta. Musi on zaprzestać poszukiwań najsilniejszego urządzenia z najnowszymi lampami i natychmiastowym efektem powiązanym i – co gorsza – najczęściej warunkowanym sporym przedawkowaniem. Jeśli klienci będą chcieli zdrowo się opalać, normy ograniczające moc nie będę dla nikogo konieczne. Tak jak klient wymuszał maksymalną moc w solarium, tak teraz powinien zacząć wymuszać gwarancję zdrowego opalania. Aby tak się stało, trzeba mu jednak zarówno pomóc w zrozumieniu zjawiska opalania się i wszystkiego, co jest z tym związane, jak i zaproponować zdrowe i zarazem efektywne opalanie się – czy to dla zdrowia, czy też w celu pozyskania brązu. 

Kto kosztem kogo? 


Efektywnym rozwiązaniem problemu jest długa droga edukacji, na którą – jak widać – nikt nie ma pieniędzy i w którą nikt za bardzo inwestować nie chce. Branża rozwijała się przez wiele lat bez kontroli i nikt nie myślał o skutkach, jakie może taki rozwój ze sobą przynieść. Teraz zatrzymano ją gwałtownie i jeśli chce przeżyć, musi być przygotowana na zmiany i pracę. Zmiana podejścia do opalania pociąga za sobą również zmianę profilu klienta. Młodzież, która stanowiła dotychczas sporą część klientów, może stracić w przyszłości chęć i możliwości opalania się w solarium. Podwyższenia kosztów opalania ograniczą możliwości tej grupy, a ograniczenia wiekowe uniemożliwią w niektórych przypadkach wizyty w solarium. Aby wyrównać straty spowodowane brakiem frekwencji młodzieży, właściciele salonów będą zmuszeni poszukać innych grup, które dotychczas nie były zainteresowane opalaniem – dla zdrowia, w celach prewencji, polepszenia samopoczucia, a może i nawet dla relaksu. 20-minutowe seanse w cenach od 15 do 40 zł nie będą jednak możliwe bez zapewnienia odpowiednich warunków opalania oraz posiadania właściwego sprzętu. Podstawą będzie jakość obsługi, która nie będzie możliwa bez wykształconego i przygotowanego do pracy w takim salonie personelu.
 
Te wszystkie zmiany wymagają czasu, a w wielu przypadkach również dodatkowych inwestycji. Czy zniwelują one straty spowodowane brakiem młodzieży? Można już dziś przypuszczać, że branża będzie musiała się dostosować do nowych ograniczeń i dobrze przygotować na nowe potrzeby. Sama będzie musiała wytworzyć nową grupę klientów. Dla wielu salonów oznaczać to będzie bezwzględny koniec ich egzystencji. Związany on będzie z brakiem ekonomicznych podstaw do prowadzenia salonu. Znajdą się jednak tacy, którzy nie boją się pracy i dostrzegą nowe możliwości. Do tego musimy uwzględnić jeszcze pogorszenie ogólne sytuacji gospodarczej kraju odbijającego się na uszczupleniu portfela dużej części naszego społeczeństwa. W portfelu tym może zabraknąć środków m.in. na opalanie się.

Postawa klienta


Należy również wysłuchać opinii klienta, który opalając się, bardzo często zapyta, ze zrozumiałych mu powodów: „Dlaczego teraz muszę opalać się 30 minut, skoro opalałem się 10 minut na najmocniejszym urządzeniu i nic mi nie było? Do tego opalałem się 2 razy w tygodniu i czasami pozwalałem sobie nawet na 15 minut. Dlaczego właśnie ja mam tracić? Przecież opalając się prawie przez cały rok, przynoszę wam bardzo dobry obrót i dochody. Jak będę miał leżeć po 40 minut, to rezygnuję i nie będziecie mieli nic.” Niby tak, ale i zarazem nie. Nowe przepisy nie mogą uwzględniać wszystkich. Znajdą się tacy i inni, których genetyczne uwarunkowania dają im możliwości opalania się na agresywnych lampach bez natychmiastowo widocznych szkód. Czy całkowicie bez szkód? Na ten temat można podyskutować z takim klientem za kilka lat. Nie stanowi to jednak powodu do tego, aby w dalszym ciągu narażać większą część społeczeństwa, bez względu na to, czy świadomie czy też nie, na niebezpieczeństwo wynikające z nadmiernej mocy UV. Dawka dla osiągnięcia celu, którym dla większości obecnych klientów jest brąz, pozostaje taka sama, plan opalania proponowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) również nie ulega zmianie. Dzięki nowej regulacji możemy pozbyć się niechcianych efektów w postaci przedwczesnego starzenia się skóry i zyskać zdrowie w postaci syntezy witaminy D. Aby tak się stało, potrzebna jest jednak praca po obydwu stronach – zarówno klienta, jak i samego salonu solarium, który musi świadomie dobierać lampy i układać profesjonalne indywidualne plany opalania.

Norma i realia


Mało ludzi wie, na czym polega w przypadku producenta lamp spełnienie normy 0,3 i jak wpływa ona na faktyczną moc lamp. Uważny czytelnik zauważył już w pierwszym akapicie wzmiankę – moc rumieniotwórcza. Z jednej strony wiemy, że promienie UVA postarzają naszą skórę, powodując zniszczenia w głębszych warstwach skóry, z drugiej zaś, że ich ilość nie wpływa wprost proporcjonalnie na zwiększenie mocy rumieniotwórczej, w której to bardziej znaczącą rolę pełnią życiodajne promienie UVB. Tak więc lampa o zmniejszonym współczynniku UVB, czyli zmniejszonej ogólnej ilości UVB, będzie mogła – mimo dużej zawartości UVA – spełniać normę 0,3. To, że będzie się ona nadawać do opalania ludzi o dużej ilości pigmentu własnego, będzie wystarczającym dowodem na to, że jest dobra i opala, dając nadal szybki efekt. Pozbawienie lampy pasma UVB jest jednak niebezpieczną grą, ponieważ wraz z tym pozbawiamy solarium efektów zdrowotnych i zarazem możliwości regeneracji naskórka po zniszczeniach towarzyszących opalaniu się. Słońce posiada nie przez przypadek wyważone proporcje między UVA i UVB, do których właśnie dostosowała nas ewolucja. Zarówno jedno, jak i drugie jest nam tak samo do życia potrzebne. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że wiedzą o tym zarówno producenci lamp, jak i urządzeń opalających. Czy możemy na nich liczyć?

Przepis i jego moc


Pozostaje natomiast jeszcze sam fakt postrzegania i przestrzegania przepisu. Jeśli kierować będziemy się starą zasadą – przepisy są po to, aby je łamać – to daleko nie zajdziemy. Następstwem takiego postępowania może być definitywny koniec branży. Jeśli nie będziemy przestrzegać przepisu, na rynku powstanie jeszcze większe zamieszanie niż dotychczas i nie skorzysta na tym nikt. Bezpieczeństwo opalania nie wiąże się jednak do końca z posiadanym urządzeniem i rokiem jego produkcji. Moc urządzenia dyktują przede wszystkim lampy, a więc jeśli tylko byśmy tego chcieli, to nie od dziś, lecz od zawsze możemy dowolnie ograniczyć moc rumieniotwórczą i spełniać dowolne normy lub dowolnie je przekraczać. Paleta dostępnych lamp na rynku już od lat umożliwia to wszystko. Przekraczanie norm będzie tak długo możliwe, jak długo producenci będę produkować agresywne lampy, a nierzetelni lub również nieświadomi tego, co robią, handlowcy je oferować. Oni będą prawdopodobnie tak długo je oferować, jak długo sami właściciele salonów zgłaszać będą chęć ich zakupu. Do odpowiedzialności za ewentualne wykroczenia pociągnięci będą jednak tylko właściciele salonów, bo to właśnie oni, jako ostanie ogniwo, łamią normę. Ich „dobre” intencje w świetle prawa nikogo obchodzić nie będą. Nawet ci, którzy tłumaczyć będą się tym, że nie wiedzieli, usłyszą znane zdanie: niewiedza nie zwalania od odpowiedzialności! Norma 0,6 W/m2 jest znana i powinno się jej przestrzegać, mimo tezy postawionej przez producentów i handlowców, która mówi: ważna jest dawka, a nie moc. Zgodnie z nią zdrowe opalanie trwające np. 25 minut na urządzeniu o spektrum porównywalnym z promieniami słońca na równiku, jest tak samo efektywne i bezpieczne, jak 12 minut na urządzeniu przekraczającym dwukrotnie tę dawkę lub 6 minut na lampach 4-krotnie mocniejszych od spektrum słońca.

Czy tak na pewno jest? Czy możemy suchym matematycznym przeliczeniem gwarantować bezpieczeństwo agresywnego opalania? Naszym zdaniem przeliczenie to jest czysto matematyczne i nie ma większego odzwierciedlenia w praktyce. Agresywne opalanie jest szkodliwe już chociażby z powodu braku możliwości dokładnego i indywidualnego dawkowania. Przy tak mocnych lampach przekroczenie czasu o 3 minuty może wiązać się w wielu przypadkach z poparzeniem. Przy nowej normie poparzenie takie może również wystąpić, ale dopiero po zwiększeniu czasu ekspozycji o ok. 12 minut. Warto więc już dzisiaj pomyśleć o swojej przyszłości i zastanowić się nad tym, co zrobię, jeśli ustawodawca wprowadzi ogólny przepis normy 0,3 obowiązujący wszystkich bez względu na rok produkcji urządzenia.

Jestem pewny, że mimo nowej normy znajdzie się kilku wielbicieli ryzyka, którzy będą chcieli wykorzystać nieuświadomioną część społeczeństwa lub klientów żądnych sensacji i ryzyka. Nie będzie ich jednak wystarczająco dużo, by zapewnić im odpowiednie obroty. Oczywiście zaczną się donosy, kontrole, wojna podjazdowa i cenowa, która już raz doprowadziła branżę do granicy opłacalności i prawie nikt nie wyciągnął z tego wniosków. Mamy jednak nadzieję, że tym razem zarówno klient, jak i właściciel solarium inaczej podejdzie do odpowiedzialności za zdrowie własne i swojego klienta. To właśnie brak tej odpowiedzialności doprowadził w całej Europie do regulacji prawnej wynikającej z ogólnego braku wiedzy na temat opalania i podejmowania przez wszystkie strony bezmyślnego ryzyka.

Podsumowanie


Ograniczenie mocy opalania to – naszym zdaniem – bardzo rozsądne posunięcie, tym bardziej, że akurat w naszym kraju pęd za nieskończoną mocą lampy był nie do pohamowania. Należy jednak zdać sobie sprawę z tego, kto za tym stał i kto faktycznie kierował przez ostatnie lata rynkiem solaryjnym. Zdaniem właścicieli salonów w 90% był to klient, który chcąc zaoszczędzić pieniądze, chciał opalać się w jak najkrótszym czasie, i do tego z maksymalnym efektem. Bezpieczeństwo stało dla niego na dalszym planie. Wielu klientów kierowało się również znaczkiem „B” – bezpieczne solarium – widniejącym na urządzeniu. To, że znaczek ten nie miał nic wspólnego z mocą opalania, nie wszystkim było nawet wiadome. Skłonność do ryzyka, napędzana „oszczędnością”, jest bardzo znanym motorem tego zachowania. „Przecież nic mi nie będzie – trochę popiecze i przestanie” – takie szokujące informacje można usłyszeć od wielu klientów wychodzących z solarium. Najgorsze jest to, że oni są właśnie zadowoleni, bo znaleźli to, czego szukali. Mocne urządzenia, supernowe lampy, najlepiej „poczwórnie brązujące”, i poparzenie, za które zapłacili zaledwie kilka złotych (skoro minuta kosztowała np. 80 gr, a opalali się tylko 8 minut). Te właśnie 6,40 zł jest – niestety – nadal dla wielu wyznacznikiem dobrego salonu.

Ale czy do końca mamy rację, głosząc właśnie tę prawdę o naszym kliencie? Oczywiście nie chcemy klienta traktować jak dziecko, ale czy pozwalamy dzieciom na robienie tego, co chcą? A może spełnić największe życzenie klienta i opalać całkiem za darmo? Czy nie byłoby to dla niego najlepsze? Nie możemy jednak uogólniać wszystkiego. Z badań przeprowadzonych przez naszą redakcję wynika, że 30% klientów już dzisiaj zachowuje się całkiem inaczej. Kierowani rozsądkiem oraz doradztwem personelu profesjonalnych salonów solarium nie opalają się na tzw. maxa. Tak więc już dziś istniej grupa ludzi korzystająca z usług salonów solarium nie tylko dla brązu! 

Ogólna zmiana podejścia do opalania to cel, który musi przyświecać szeroko pojętej edukacji społeczeństwa oraz personelu salonów solarium w całym kraju. Opalanie nie może ograniczać się tylko do zachowań w solarium, lecz także wszelkich kontaktów ze słońcem. Jak obchodzić będziemy się z proponowanym przez personel bezpiecznym i efektywnym czasem opalania w solarium, a jak z preparatami chroniącymi naszą skórę na plaży, to zależeć będzie od tego, o czym donosić będzie codzienna prasa, czasopisma branżowe i media. Jeśli personel w solarium stanie się wyznacznikiem jego profesjonalizmu, a klient nabierze do niego zaufania, to z pewnością już niedługo będziemy mogli się cieszyć bardzo dobrą opinią o branży. 

Autor: Leszek Kryniewski
www.zdrowe-opalanie.pl