Nowa norma dotyczy na razie tylko nowych urządzeń opalających
wprowadzanych w Polsce do obrotu po 1 kwietnia 2009 r. Ogranicza ona
ich moc rumieniotwórczą do 0,3 W/m2 naświetlanej powierzchni.
Uwaga! Moc rumieniotwórcza nie musi mieć nic wspólnego z ogólną mocą
lampy. W tym przypadku ważne jest przede wszystkim jej spektrum. Oznacza
to, że w większości przypadków urządzenie opalające można będzie
dostosować do nowej normy poprzez wymianę lamp i halogenów. W przypadku
starszych urządzeń może zaistnieć konieczność drobnych zmian
konstrukcyjnych, np. wymiana filtrów we wzmacniaczach twarzy. Rozsądna
może okazać się też wymiana dławików na słabsze. Dla urządzeń używanych
obowiązuje nadal norma 0,6 W/m2. Mimo tego, że norma ta obowiązuje od
wielu lat, nie jest przestrzegana. Moda na agresywne lampy oraz ogólny
brak wiedzy na temat opalania połączony z brakiem odpowiedzialności
sprawiły, że przestano ją po prostu przestrzegać, łamiąc tym samym
prawo. Zazwyczaj tłumaczy się to potrzebami klienta, który – jak na złość
– akurat w naszym kraju chce opalać się zdecydowanie szybciej. Winni
tego zjawiska są jednak wszyscy: zarówno producenci lampy, handlowcy, właściciele
salonów, jak i sami klienci. Dla dobra ich wszystkich prawodawca
ogranicza normę jeszcze bardziej i obostrza moc urządzeń opalających
do bezpiecznej mocy 0,3 porównywalnej z naturalną mocą słońca na równiku.
Tym samym nowe solaria mogą naśladować słońce, ale nie mogą go
wzmacniać według własnych upodobań i potrzeb. Istnieje jednak pewna pułapka,
o której napiszemy później.
Jedno jest pewne. Wprowadzając ten przepis, ustawodawca chce za wszelką
cenę zmusić zarówno salony solaryjne, jak i producentów urządzeń
oraz lamp do rozsądnego i bezpiecznego podejścia do opalania. Czy
skierował on swoją energię w dobrą stronę i czy zamierzony program
kontroli przyniesie oczekiwane rezultaty? Tego, niestety, nie możemy
przewidzieć. Za poprawnym wprowadzeniem przepisu w życie stać będzie w
naszym kraju Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który już w
drugiej połowie ubiegłego roku rozpoczął kontrolę firm wprowadzających
urządzenia opalające na rynek. W tym roku kontrolowane będą salony
solarium. Z jakim skutkiem? O tym dowiemy się z pewnością dopiero po
zakończeniu kontroli.
Wiele otwartych pytań, mnóstwo do zrobienia i jedno narzędzie w postaci
kontroli mających za zadanie sprawdzenie rzeczywistej sytuacji w całej
branży. Czy same kontrole i nowe przepisy mogą przynieść jej widoczną
poprawę? Czy spowodują odejście salonów solarium od mocnych,
agresywnie opalających lamp, które i tak łamią od lat obowiązujące
przepisy? Tego też nie wiemy, ale – naszym zdaniem – dużo lepszym
rozwiązaniem byłaby praca na zupełnie innym froncie. Froncie edukacji
społecznej! Podniesienie świadomości społeczeństwa dotyczącej
opalania oraz roli słońca w naszym życiu, a także niebezpieczeństw płynących
z przedawkowania ultrafioletu przyniosłoby wiele więcej niż kontrole
salonów, w których średnio ponad 80% klientów jak na razie niczego
innego poza szybkim agresywnym brązem nie oczekuje. Naturalnie należy
zrozumieć ustawodawcę, który chce dobrze i robi, co może, aby
ograniczać problem szkodliwości wynikający z nadmiaru ultrafioletu. Czy
nie można zrobić jednak czegoś więcej i bardziej efektywnie?
Wystarczyłoby skłonić salony do przeszkolenia personelu i rozpowszechnić
dwie ważne i jakże prawdziwe informacje, których brakuje prawie całemu
społeczeństwu, i to – jak się okazuje – nie tylko w Polsce. Zdrowe
opalanie zawsze istniało! Było ono jednak i nadal jest procesem długotrwałym
i warunkowanym mocą oraz spektrum lampy. Opalanie to nie tylko brąz!
Opalać powinniśmy się w pierwszej kolejności dla zdrowia! Proces
melanogenezy towarzyszący opalaniu to proces ochronny i jeśli chcemy z
niego korzystać, powinniśmy się opalać według profesjonalnie
przygotowanych, indywidualnych planów opalania. Już dzisiaj jest to możliwe
przy użyciu odpowiednich lamp oraz urządzeń do pomiaru skóry i jej
odporności na promienie UV.
Słońce to podstawa syntezy życiodajnej witaminy D3, której rola w
naszym życiu nie ogranicza się do jej obecności obok witamin A, B C
oraz kilku innych. Witaminę D jako jedyną produkujemy sami. Bez jej
obecności w naszym organizmie bylibyśmy skazani na szybki koniec
egzystencji. Synteza witaminy D w skórze pod wpływem promieni
ultrafioletowych to ewolucyjny dar, który umożliwia nam zarówno nasz
poprawny rozwój, jak i odporność na choroby. Regulacja gospodarki
wapnia i fosforu oraz poprawna praca naszego układu odpornościowego to
jedne z głównych zadań słońca, które od tysięcy lat jest naszym
największym przyjacielem.
To samo słońce, niezbędne do życia i cieszenia się zdrowiem, jak
wszystko w nadmiarze może stać się bardzo niebezpieczne. Nadmiar UVA
powoduje przedwczesne starzenie się skóry, nadmiar UVB – groźne w
skutkach poparzenia. Warto dodać do tej informacji również to, że
poparzeniem jest każda widoczna reakcja skóry za wyjątkiem naturalnej
brązowej opalenizny. A ta powstaje właśnie wtedy, jeśli organizm uzna,
że znajdujemy się na granicy bezpieczeństwa, w której to dodatkowa
produkcja pigmentu ma zabezpieczyć nas przed nadmiarem UV. To właśnie
czyni usługodawcę odpowiedzialnym za jakość produktu, jakim jest brąz
oraz bezpieczny sposób jego nabywania. Aby świadczyć bezpieczne i
zarazem efektywne usługi opalania, trzeba się po prostu na tym znać.
Podobnie jak lekarz zalecający lekarstwo, musimy wiedzieć, kogo możemy
opalać, na jakich lampach, jak często i jaką mocą. Znać powinien się
na tym zarówno właściciel, jak i personel salonu. Klient powinien
wiedzieć jednak o tym, że jeśli po opalaniu jego skóra jest
zaczerwieniona, a po kilku godzinach skóra zaczyna go nawet piec, stając
się coraz bardziej gorąca, to ma on do czynienia nie z dobrym solarium i
nowymi superlampami, ale z niebezpiecznym dla jego zdrowia poparzeniem.
Związane jest ono zawsze z przedawkowaniem. Powody to: źle dobrane pod
względem mocy, jak również spektrum lampy do typu skóry klienta,
niewłaściwie dobrany czas opalania lub częstotliwość wizyt. Winnych
należy szukać po dwóch stronach. Z jednej strony brak świadomości
klienta, z drugiej – brak profesjonalizmu obsługi lub też właściciela,
który pozwala, aby w jego salonie uprawiano wolną amerykankę i igrano
ze zdrowiem. Następna porcja wiedzy, której brakuje – jak widać –
ogółowi, to definicja podrażnienia i poparzenia. Podrażnienie to
lekkie zaczerwienienie się skóry bez innych objawów. Poparzenie to następny
krok, w którym przedawkowaniu UV towarzyszą objawy. W obydwu przypadkach
należy bezwzględnie przerwać dalsze opalanie się i odczekać do całkowitego
zaniknięcia objawów. Opalanie podrażnionej skóry to najlepsza droga do
bezpowrotnych zmian włącznie z rakiem, o którym powinniśmy mówić dużo
częściej właśnie w nawiązaniu do przedawkowania, a nie – jak
dotychczas – jako o efekcie samego opalania się. O tym, jaką rolę pełni
w naszym życiu opalanie się i kontakt skóry z życiodajnym promieniami
UV, mówią od wielu lat dziesiątki publikacji tematycznych. Ich autorami
są m.in. naukowcy zajmujący się deficytami witaminy D3 i prewencją
chorób nowotworowych. Czy w obliczu wyników setek badań nadal należy
szukać kozła ofiarnego, jakim stało się dla wielu słońce?
Zdrowe opalanie się to takie, podczas którego nie dochodzi do poparzeń
i niepotrzebnych reakcji skóry. Jednocześnie w promieniach, którymi się
opalamy, musi być zawarta odpowiednia ilość promieni ultrafioletowych z
pasma B umożliwiająca syntezę życiodajnej witaminy D. Moc lamp nie
powinna przekraczać maksymalnej mocy naturalnego słońca na równiku,
ponieważ do takiej mocy przystosowane są nasze mechanizmy obronne. To właśnie
na tej podstawie naukowcy dokonali obliczeń dla nowej normy. Wyszli z założenia,
że jest to maksymalna moc promieni słonecznych, z jaką na 100% może
poradzić sobie człowiek, dlatego, nawet jeśli jest to kuszące, nie
powinno się jej przekraczać. Norma 0,6 dopuszczająca podwójną dawkę
UV wychodziła z założenia, że dla naszego organizmu liczy się dawka i nasza
skóra może poradzić sobie z taką mocą, jeśli nie jest narażana na
takie opalanie codziennie, podobnie jak jazda sportowym samochodem w
terenie zabudowanym ograniczona jest do 50 km/h, mimo że sam samochód może
jeździć szybciej. Kto jedzie szybciej, ryzykuje życiem zarówno swoim,
jak i innych ludzi. Tu można dostrzec analogie do przepisu ograniczającego
samego właściciela salonu do promieniowania o mocy 0,3 W/m2. Właściciel
salonu musi sam zadbać o to, aby klienci nie mogli sobie nawet na własne
żądanie robić krzywdy i świadomie – czy też może nieświadomie –
ryzykować swoim zdrowiem.
Jak widać, istnieje kilka interpretacji, z których żadna nie zrobi
wiele bez zmiany nastawiania samego klienta do zjawiska opalania i
bezpiecznego korzystania z dobrodziejstw słońca. Aby tak się stało,
zmienić się musi nastawianie właścicieli i wytyczne dla personelu
salonów solarium. Tak jak oczekiwanie klienta wymusiło ponoć rozwój
branży w najbardziej niebezpiecznym kierunku, tak powrót z tej ślepej
uliczki musi, chociaż po części, wyjść od samego klienta. Musi on
zaprzestać poszukiwań najsilniejszego urządzenia z najnowszymi lampami
i natychmiastowym efektem powiązanym i – co gorsza – najczęściej
warunkowanym sporym przedawkowaniem. Jeśli klienci będą chcieli zdrowo
się opalać, normy ograniczające moc nie będę dla nikogo konieczne.
Tak jak klient wymuszał maksymalną moc w solarium, tak teraz powinien
zacząć wymuszać gwarancję zdrowego opalania. Aby tak się stało,
trzeba mu jednak zarówno pomóc w zrozumieniu zjawiska opalania się i
wszystkiego, co jest z tym związane, jak i zaproponować zdrowe i zarazem
efektywne opalanie się – czy to dla zdrowia, czy też w celu pozyskania
brązu.
Efektywnym rozwiązaniem problemu jest długa droga edukacji, na którą
– jak widać – nikt nie ma pieniędzy i w którą nikt za bardzo
inwestować nie chce. Branża rozwijała się przez wiele lat bez kontroli
i nikt nie myślał o skutkach, jakie może taki rozwój ze sobą
przynieść. Teraz zatrzymano ją gwałtownie i jeśli chce przeżyć,
musi być przygotowana na zmiany i pracę. Zmiana podejścia do opalania
pociąga za sobą również zmianę profilu klienta. Młodzież, która
stanowiła dotychczas sporą część klientów, może stracić w przyszłości
chęć i możliwości opalania się w solarium. Podwyższenia kosztów
opalania ograniczą możliwości tej grupy, a ograniczenia wiekowe uniemożliwią
w niektórych przypadkach wizyty w solarium. Aby wyrównać straty
spowodowane brakiem frekwencji młodzieży, właściciele salonów będą
zmuszeni poszukać innych grup, które dotychczas nie były zainteresowane
opalaniem – dla zdrowia, w celach prewencji, polepszenia samopoczucia, a
może i nawet dla relaksu. 20-minutowe seanse w cenach od 15 do 40 zł nie
będą jednak możliwe bez zapewnienia odpowiednich warunków opalania
oraz posiadania właściwego sprzętu. Podstawą będzie jakość obsługi,
która nie będzie możliwa bez wykształconego i przygotowanego do pracy
w takim salonie personelu.
Te wszystkie zmiany wymagają czasu, a w wielu przypadkach również
dodatkowych inwestycji. Czy zniwelują one straty spowodowane brakiem młodzieży?
Można już dziś przypuszczać, że branża będzie musiała się
dostosować do nowych ograniczeń i dobrze przygotować na nowe potrzeby.
Sama będzie musiała wytworzyć nową grupę klientów. Dla wielu
salonów oznaczać to będzie bezwzględny koniec ich egzystencji. Związany
on będzie z brakiem ekonomicznych podstaw do prowadzenia salonu. Znajdą
się jednak tacy, którzy nie boją się pracy i dostrzegą nowe możliwości.
Do tego musimy uwzględnić jeszcze pogorszenie ogólne sytuacji
gospodarczej kraju odbijającego się na uszczupleniu portfela dużej części
naszego społeczeństwa. W portfelu tym może zabraknąć środków m.in.
na opalanie się.
Należy również wysłuchać opinii klienta, który opalając się,
bardzo często zapyta, ze zrozumiałych mu powodów: „Dlaczego teraz
muszę opalać się 30 minut, skoro opalałem się 10 minut na
najmocniejszym urządzeniu i nic mi nie było? Do tego opalałem się 2
razy w tygodniu i czasami pozwalałem sobie nawet na 15 minut. Dlaczego właśnie
ja mam tracić? Przecież opalając się prawie przez cały rok,
przynoszę wam bardzo dobry obrót i dochody. Jak będę miał leżeć po
40 minut, to rezygnuję i nie będziecie mieli nic.” Niby tak, ale i
zarazem nie. Nowe przepisy nie mogą uwzględniać wszystkich. Znajdą się
tacy i inni, których genetyczne uwarunkowania dają im możliwości
opalania się na agresywnych lampach bez natychmiastowo widocznych szkód.
Czy całkowicie bez szkód? Na ten temat można podyskutować z takim
klientem za kilka lat. Nie stanowi to jednak powodu do tego, aby w dalszym
ciągu narażać większą część społeczeństwa, bez względu na to,
czy świadomie czy też nie, na niebezpieczeństwo wynikające z
nadmiernej mocy UV. Dawka dla osiągnięcia celu, którym dla większości
obecnych klientów jest brąz, pozostaje taka sama, plan opalania
proponowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) również nie
ulega zmianie. Dzięki nowej regulacji możemy pozbyć się niechcianych
efektów w postaci przedwczesnego starzenia się skóry i zyskać zdrowie
w postaci syntezy witaminy D. Aby tak się stało, potrzebna jest jednak
praca po obydwu stronach – zarówno klienta, jak i samego salonu
solarium, który musi świadomie dobierać lampy i układać profesjonalne
indywidualne plany opalania.
Mało ludzi wie, na czym polega w przypadku producenta lamp spełnienie
normy 0,3 i jak wpływa ona na faktyczną moc lamp. Uważny czytelnik
zauważył już w pierwszym akapicie wzmiankę – moc rumieniotwórcza.
Z jednej strony wiemy, że promienie UVA postarzają naszą skórę,
powodując zniszczenia w głębszych warstwach skóry, z drugiej zaś, że
ich ilość nie wpływa wprost proporcjonalnie na zwiększenie mocy
rumieniotwórczej, w której to bardziej znaczącą rolę pełnią życiodajne
promienie UVB. Tak więc lampa o zmniejszonym współczynniku UVB, czyli
zmniejszonej ogólnej ilości UVB, będzie mogła – mimo dużej zawartości
UVA – spełniać normę 0,3. To, że będzie się ona nadawać do
opalania ludzi o dużej ilości pigmentu własnego, będzie wystarczającym
dowodem na to, że jest dobra i opala, dając nadal szybki efekt.
Pozbawienie lampy pasma UVB jest jednak niebezpieczną grą, ponieważ
wraz z tym pozbawiamy solarium efektów zdrowotnych i zarazem możliwości
regeneracji naskórka po zniszczeniach towarzyszących opalaniu się. Słońce
posiada nie przez przypadek wyważone proporcje między UVA i UVB, do których właśnie
dostosowała nas ewolucja. Zarówno jedno, jak i drugie jest nam tak samo
do życia potrzebne. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że wiedzą o tym
zarówno producenci lamp, jak i urządzeń opalających. Czy możemy na
nich liczyć?
Pozostaje natomiast jeszcze sam fakt postrzegania i przestrzegania
przepisu. Jeśli kierować będziemy się starą zasadą – przepisy
są po to, aby je łamać – to daleko nie zajdziemy. Następstwem
takiego postępowania może być definitywny koniec branży. Jeśli nie będziemy
przestrzegać przepisu, na rynku powstanie jeszcze większe
zamieszanie niż dotychczas i nie skorzysta na tym nikt. Bezpieczeństwo
opalania nie wiąże się jednak do końca z posiadanym urządzeniem i
rokiem jego produkcji. Moc urządzenia dyktują przede wszystkim lampy, a
więc jeśli tylko byśmy tego chcieli, to nie od dziś, lecz od zawsze możemy
dowolnie ograniczyć moc rumieniotwórczą i spełniać dowolne normy lub
dowolnie je przekraczać. Paleta dostępnych lamp na rynku już od lat umożliwia
to wszystko. Przekraczanie norm będzie tak długo możliwe, jak długo
producenci będę produkować agresywne lampy, a nierzetelni lub również
nieświadomi tego, co robią, handlowcy je oferować. Oni będą
prawdopodobnie tak długo je oferować, jak długo sami właściciele
salonów zgłaszać będą chęć ich zakupu. Do odpowiedzialności za
ewentualne wykroczenia pociągnięci będą jednak tylko właściciele
salonów, bo to właśnie oni, jako ostanie ogniwo, łamią normę. Ich
„dobre” intencje w świetle prawa nikogo obchodzić nie będą. Nawet
ci, którzy tłumaczyć będą się tym, że nie wiedzieli, usłyszą
znane zdanie: niewiedza nie zwalania od odpowiedzialności! Norma 0,6 W/m2
jest znana i powinno się jej przestrzegać, mimo tezy postawionej przez
producentów i handlowców, która mówi: ważna jest dawka, a nie moc.
Zgodnie z nią zdrowe opalanie trwające np. 25 minut na urządzeniu o
spektrum porównywalnym z promieniami słońca na równiku, jest tak samo
efektywne i bezpieczne, jak 12 minut na urządzeniu przekraczającym
dwukrotnie tę dawkę lub 6 minut na lampach 4-krotnie mocniejszych od
spektrum słońca.
Czy tak na pewno jest? Czy możemy suchym matematycznym przeliczeniem
gwarantować bezpieczeństwo agresywnego opalania? Naszym zdaniem
przeliczenie to jest czysto matematyczne i nie ma większego
odzwierciedlenia w praktyce. Agresywne opalanie jest szkodliwe już chociażby
z powodu braku możliwości dokładnego i indywidualnego dawkowania. Przy
tak mocnych lampach przekroczenie czasu o 3 minuty może wiązać się w
wielu przypadkach z poparzeniem. Przy nowej normie poparzenie takie może
również wystąpić, ale dopiero po zwiększeniu czasu ekspozycji o ok.
12 minut. Warto więc już dzisiaj pomyśleć o swojej przyszłości i
zastanowić się nad tym, co zrobię, jeśli ustawodawca wprowadzi ogólny
przepis normy 0,3 obowiązujący wszystkich bez względu na rok produkcji
urządzenia.
Jestem pewny, że mimo nowej normy znajdzie się kilku wielbicieli ryzyka,
którzy będą chcieli wykorzystać nieuświadomioną część społeczeństwa
lub klientów żądnych sensacji i ryzyka. Nie będzie ich jednak
wystarczająco dużo, by zapewnić im odpowiednie obroty. Oczywiście
zaczną się donosy, kontrole, wojna podjazdowa i cenowa, która już raz
doprowadziła branżę do granicy opłacalności i prawie nikt nie wyciągnął
z tego wniosków. Mamy jednak nadzieję, że tym razem zarówno klient,
jak i właściciel solarium inaczej podejdzie do odpowiedzialności za
zdrowie własne i swojego klienta. To właśnie brak tej
odpowiedzialności doprowadził w całej Europie do regulacji prawnej
wynikającej z ogólnego braku wiedzy na temat opalania i podejmowania
przez wszystkie strony bezmyślnego ryzyka.
Ograniczenie mocy opalania to – naszym zdaniem – bardzo rozsądne
posunięcie, tym bardziej, że akurat w naszym kraju pęd za nieskończoną
mocą lampy był nie do pohamowania. Należy jednak zdać sobie sprawę z
tego, kto za tym stał i kto faktycznie kierował przez ostatnie lata
rynkiem solaryjnym. Zdaniem właścicieli salonów w 90% był to klient,
który chcąc zaoszczędzić pieniądze, chciał opalać się w jak najkrótszym
czasie, i do tego z maksymalnym efektem. Bezpieczeństwo stało dla niego
na dalszym planie. Wielu klientów kierowało się również znaczkiem
„B” – bezpieczne solarium – widniejącym na urządzeniu. To, że
znaczek ten nie miał nic wspólnego z mocą opalania, nie wszystkim było
nawet wiadome. Skłonność do ryzyka, napędzana „oszczędnością”,
jest bardzo znanym motorem tego zachowania. „Przecież nic mi nie będzie –
trochę popiecze i przestanie” – takie szokujące informacje można
usłyszeć od wielu klientów wychodzących z solarium. Najgorsze jest
to, że oni są właśnie zadowoleni, bo znaleźli to, czego szukali.
Mocne urządzenia, supernowe lampy, najlepiej „poczwórnie brązujące”,
i poparzenie, za które zapłacili zaledwie kilka złotych (skoro minuta
kosztowała np. 80 gr, a opalali się tylko 8 minut). Te właśnie 6,40 zł
jest – niestety – nadal dla wielu wyznacznikiem dobrego salonu.
Ale czy do końca mamy rację, głosząc właśnie tę prawdę o naszym
kliencie? Oczywiście nie chcemy klienta traktować jak dziecko, ale czy
pozwalamy dzieciom na robienie tego, co chcą? A może spełnić największe
życzenie klienta i opalać całkiem za darmo? Czy nie byłoby to dla
niego najlepsze? Nie możemy jednak uogólniać wszystkiego. Z badań
przeprowadzonych przez naszą redakcję wynika, że 30% klientów już
dzisiaj zachowuje się całkiem inaczej. Kierowani rozsądkiem oraz
doradztwem personelu profesjonalnych salonów solarium nie opalają się
na tzw. maxa. Tak więc już dziś istniej grupa ludzi korzystająca z usług
salonów solarium nie tylko dla brązu!
Ogólna zmiana podejścia do opalania to cel, który musi przyświecać
szeroko pojętej edukacji społeczeństwa oraz personelu salonów solarium
w całym kraju. Opalanie nie może ograniczać się tylko do zachowań w
solarium, lecz także wszelkich kontaktów ze słońcem. Jak obchodzić będziemy
się z proponowanym przez personel bezpiecznym i efektywnym czasem
opalania w solarium, a jak z preparatami chroniącymi naszą skórę na
plaży, to zależeć będzie od tego, o czym donosić będzie codzienna
prasa, czasopisma branżowe i media. Jeśli personel w solarium stanie się
wyznacznikiem jego profesjonalizmu, a klient nabierze do niego zaufania,
to z pewnością już niedługo będziemy mogli się cieszyć bardzo dobrą
opinią o branży.
Autor: Leszek Kryniewski
www.zdrowe-opalanie.pl